Problem innowacyjności
W Polsce następuje niszczenie innowacyjności gospodarki pod pozorem jej wspierania. Do tego niszczenia używane są olbrzymie środki finansowe otrzymywane z funduszy europejskich. Działania te potęgują jeszcze wielki problem, jaki stanowi brak mechanizmów finansowania innowacji.
Takie wykorzystanie środków finansowych odwrotnie do ich pierwotnego przeznaczenia jest możliwe dzięki następującym działaniom i zasadom:
1. Przyjęcie definicji innowacyjności, w której następuje pomieszanie pojęć „innowacja” i „modernizacja”. Zdecydowanie preferowany jest zakup innowacyjnego produktu (czyli modernizacja), a nie jego wytworzenie (innowacja).
2. Założenie zasad zarządzania projektami, wykluczających ich zastosowanie w odniesieniu do innowacji. Podstawową regułą w prawdziwie innowacyjnych projektach jest duże ryzyko, które musi być na bieżąco oceniane. Wynikiem tej oceny może być rezygnacja z projektu. Ryzyko niepowodzenia innowacji dochodzi do 90%. Tymczasem zasady rozdziału unijnych pieniędzy zmuszają do redukcji ryzyka praktycznie do zera.
3. W miejsce jasnych reguł gospodarczych (takich, z jakimi mamy do czynienia w przypadku wolnego rynku) wprowadza się mechanizm zbliżony do hazardu. Zasady stosowane przy ocenianiu wniosków nie są stałe. Bezwzględnie stosowane ostatnio wymagania, by prognozy dotyczące projektu opierały się na publikowanych badaniach, przypominają słynny paragraf „22” (jeśli coś ma być innowacyjne, to trudno oczekiwać, by było wcześniej przedmiotem badań). Celem oceniających anonimowo wnioski jest wynajdywanie w nich uzasadnienia dla ich odrzucenia, a formułowane przy tej okazji tezy nierzadko robią takie wrażenie, jakby powstały w umyśle idioty (dla przykładu teza, że przetwarzanie tekstów w przedsiębiorstwie nie ma sensu, bo większość komunikacji odbywa się w nim w sposób werbalny). Przyjęte w nomenklaturze dysponentów unijnych funduszy określenie „konkurs” dość trafnie charakteryzuje zasady, które zdają się podpadać pod ustawę antyhazardową.
4. Wysokie koszty przygotowania wniosku, powiązane z opisanym powyżej mechanizmem hazardu sprawiają, że nie mają najmniejszego sensu próby finansowania niewielkich projektów. Tymczasem koszty wytworzenia niektórych produktów nie są duże (dotyczy to zwłaszcza aplikacji internetowych), a większe środki przydałyby się dopiero na ich promocję, gdy ryzyko porażki jest dużo niższe. Decyzja o finansowaniu mogłaby zostać podjęta po zaobserwowaniu reakcji pierwszych klientów. Starając się o finansowanie ze środków unijnych, na początku należy określić harmonogram finansowy za cały okres realizacji projektu. Celem biznesowym staje się uzyskanie środków, a nie ich wykorzystanie (które staje się jedynie pretekstem). Realizacja tego realnego celu nie stanowi żadnej motywacji dla realizacji deklarowanych celów biznesowych, które muszą być zgodnie z przyjętymi zasadami założone na możliwie niskim poziomie (głupotą byłoby założenie w tak zwanym „unijnym” projekcie milionów klientów, których uzyskanie wiąże się przecież z ryzykiem).
5. W miejsce rywalizacji produktów pojawiają się w ten sposób preferencje finansowe dla wybranych w niejasnych okolicznościach podmiotów. Jest to zgodne z obowiązującą w praktyce zasadą ustrojową III RP, według której (podobnie jak w PRL) ważniejsze jest miejsce w systemie, niż praca, umiejętności czy zdolność do innowacyjnego działania. Potencjalni innowatorzy są zniechęcani gdy dostrzegają pojawienie się podmiotów z dużą premią od UE na realizację podobnego produktu. Nawet jeśli drobne różnice w projekcie i determinacja wykonawcy mogłyby zdecydować o jego sukcesie – ryzyko zwiększa się poprzez konieczność konkurowania z takim premiowanym podmiotem.
Potwierdzeniem trafności tych obserwacji są wykonane przez zespół ekspertów Uczelni Vistula analizy, które zostały opublikowane raporcie o innowacyjności polskiej gospodarki „Go Global”1. Wynika z niego, że polska polityka gospodarcza jest wprost antyinnowacyjna.
Klastry jako ośrodki innowacyjności
Często można napotkać tezę, że receptą na innowacyjność jest tworzenie klastrów gospodarczych. Zwolennicy tej tezy uważają nawet, że innowacyjność należy do cech definicyjnych klastra. Jeśli jednak pominąć innowacje organizacyjne – nie wydaje się by to było dobre postawienie sprawy. Klastry sprzyjają innowacjom, ale głównie poprzez wzrost konkurencyjności. Dzięki współpracy, obniżaniu kosztów wejścia na rynek, rozwojowi instytucji otoczenia biznesu oraz ośrodków naukowych, niwelowane są różnice pozwalające na uzyskanie przewagi konkurencyjnej w tradycyjny sposób. W tej sytuacji innowacje stają się koniecznością. W „Dolinie Krzemowej” każdy może otworzyć firmę i zatrudnić najlepszych na świecie specjalistów (jeśli go na to stać). Nie ma też większych problemów z dostępem do wiedzy, źródeł zaopatrzenia i rynków zbytu. Trzeba tylko mieć produkt, który będzie w stanie konkurować z setkami innych produktów na wolnym rynku. Innowacyjność staje się w tej sytuacji niezbędna. W Europie teoretycznie rzecz biorąc sytuacja jest jeszcze lepsza, gdyż konkurencji nie można u nas tłumić z wykorzystaniem prawa patentowego (vide głośna ostatnio sprawa opatentowania przez Apple prostokąta z zaokrąglonymi rogami). Dlaczego więc gospodarka USA jest nadal bardziej innowacyjna?
Wyrób czekoladopodobny
W czasach kryzysu lat 80-tych Polska miała problem z finansowaniem importu. Furorę robiło pojęcie "produkt antyimportowy", który był robiony na polskich zamiennikach. Wśród tego typu produktów najbardziej znanym był wyrób czekoladopodobny, który był pozbawiony "wkładu importowego" pochodzącego z nasion kakaowca. Okropny smak wyrobów czekoladopodobnych sprawiał, że fałsz tego produktu był aż nadto odczuwalny - tak jak fałsz całego PRL'u.
Obecnie mamy czasy jeszcze większego zakłamania, ale to kłamstwo ma dużo bardziej wyrachowany charakter. To co kupujemy w supermarketach w znacznej części jest wyrobem "żywnościo-podobnym", ale przyjmowane jest to jak coś zupełnie normalnego. Ten fałsz jest obecny w całej gospodarce. Dotyczy on także (a może: zwłaszcza) klastrów. Tą „czekoladą”, której europejskie klastry są pozbawiane jest konkurencyjność. Twórca pojęcia „klaster” - M. Porter - wprowadził je jako część swej teorii konkurencji. Paradoksem porterowskich klastrów jest zwiększanie konkurencji dzięki współpracy. Ten mechanizm jest dość oczywisty, gdyż rozwój lokalnego rynku dzięki klastrom, w powiązaniu ze zmniejszaniem progu wejścia na ten rynek skutkuje powstawaniem nowych inicjatyw, zwiększających konkurencję. Idea ta została podjęta w projekcie „Ustawy o grupach przedsiębiorstw rodzinnych”, jaki próbowaliśmy przeprowadzić przez polski parlament w 2004 roku. W Polsce ignorowane są nawet minimalne wymagania UE związane z zachowaniem w klastrach zasad konkurencji. Na problem konkurencji zwrócono uwagę w Wytycznych w sprawie ograniczeń wertykalnych , Wytycznych KE w sprawie stosowania art. 81 Traktatu WE do horyzontalnych porozumień kooperacyjnych, oraz Wytycznych w sprawie stosowania art. 101 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej do horyzontalnych porozumień kooperacyjnych. W dokumentach tych zwraca się uwagę na przeciwdziałanie monopolizacji rynku (nie wolno wspierać podmiotów dominujących) oraz przeciwdziałanie ograniczanu dostępu do rynku poprzez porozumienia wertykalne (z dostawcami).
Polityka klastrowa w Polsce
W Polsce mamy podobne problemy jak w całej Europie. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeden problemem, który jest dla nas specyficzny. Chodzi o sens dotowania zagranicznych przedsiębiorstw przez polski rząd.
Niedawno PARP opublikował kolejną wersję założeń polityki klastrowej, opracowanych za kolejne miliony przez IBnGR. Zostały w tym dokumencie powtórzone tezy, jakie IBnGR głosi od lat.
Jedną z głównych zasad wskazanych przez IBnGR jest zasada "koncentracji wsparcia publicznego na klastrach, które mają największy potencjał rozwoju i tworzenia silnych, inteligentnych specjalizacji gospodarczych". Jeśli są to klastry mocne - to bez problemu będą eksportować. Po co to wsparcie? Chyba, że chodzi po prostu dotacje do eksportu. Idea klastrów służy w UE obejściu zakazu wspierania rodzimych przedsiębiorstw, zwłaszcza, gdy produkują one na eksport. Gdyby polski rząd zamiast likwidować stocznie stworzył klaster stoczniowy, nie byłoby problemu z jego dotowaniem. Tak robią Francuzi i Niemcy. Ale oni w ten sposób dotują własne przedsiębiorstwa! Jeśli Motorola, Google i inni potentaci mający swoje laboratoria w Krakowie stworzą „Krakowski Klaster Nowych Technologii” (albo coś podobnego), to też otrzymają dotacje? Wicepremier Pawlak sam mówił o zachętach dla koreańskich montowni telewizorów, by stworzyły klaster – więc pewnie powyższe pytanie należy uznać za retoryczne.....
Innym problemem, jaki dostrzegam w propozycjach IBnGR jest znaczenie jakie przypisuje się konkursom. W książce „Porter o konkurencji” czytamy: "państwo powinno zmierzać do wzmocnienia rozwoju i podnoszenia poziomu wszystkich gron, a nie dokonywać między nimi wyboru" [str 309]. Dla dysponentów unijnych funduszy wydaje się nie do pomyślenia, by dawać pieniądze bez fachowców, którzy wskażą władzom kto jest godny unijnego wsparcia. Konkursy są podstawą całego unijnego „wspierania”. Jednak w odniesieniu do klastrów ta idea jest szczególnie szkodliwa. Jak słusznie zauważają autorzy "Przewodnika dla animatorów inicjatyw klastrowych w Polsce": "Polityka wspierania klastrów w przeciwieństwie do ogólnej polityki gospodarczej powinna uwzględniać nie tyle stan obecny, co perspektywy rozwoju pewnej grupy przedsiębiorstw w kolejnych latach" (str 41). Dobór obiektywnych kryteriów konkursowych, które nie dotyczyłyby stanu obecnego jest przecież niemożliwe.
Jakie są alternatywy?
Dlaczego nie wesprzeć niewielką kwotą (zwrot kosztów prowadzenia biura) każdej powstającej inicjatywy klastrowej, która potrafi uzasadnić swą perspektywiczność? Na przykład wykonaną na kilku stronach analizą metodą „Diamentu Portera”2. Takie analizy można znaleźć bez problemu w internecie (niestety - raczej nie w Europie). Dla przykładu w dokumencie „COLORADO CLEANTECH CLUSTER ANALYSIS”. Jeśli kilka/kilkanaście firm potrafi się porozumieć i sformułować taką strategię, to wsparcie ich działań kwotą kilkudziesięciu tysięcy, bez opłat na rzecz specjalistów PARP nie będzie chyba wielkim problemem? Nawet jeśli po roku okaże się, że inicjatywa klastrowa nie wypaliła i nie ma perspektyw. Niech na 10 inicjatyw jedna zacznie się dynamicznie rozwijać, a z pewnością inwestycja się opłaci.
Ja osobiście resztę pieniędzy z dotacji przeznaczyłbym na zniwelowanie nieznośnego fiskalizmu w odniesieniu do nowo tworzonych miejsc pracy (póki ktoś się nie zlituje i nie zlikwiduje zupełnie tych „składek ZUS”). Powstawanie nowych miejsc pracy (w tym mikroprzedsiębiorstw) jest bowiem chyba najbardziej sensownym wskaźnikiem rozwoju klastrów, jaki możemy zastosować. Na dodatek obiektywnym i nie wymagającym specjalnych badań.
Problem unijnego wsparcia?
W różnych dyskusjach na temat funduszy unijnych zadziwia całkowite pomijanie kwestii najważniejszej: jak te fundusze wykorzystać w sposób najbardziej sensowny. Nawet prowokacyjna teza wspomnianego prof. Rybińskiego, że to wsparcie nam szkodzi nie wywołała jakiejś szerszej dyskusji. Dysponenci tych środków przejawiają przekonanie, że ich wydanie zgodnie z przyjętymi regułami zapewni nam cywilizacyjny skok. Na wstępie pokazałem, że tak nie jest w przypadku programu Innowacyjna Gospodarka. Jeśli oceniać po efektach – także wykorzystanie środków z funduszy strukturalnych pozostawia wiele do życzenia.
Według Wicemarszałka Województwa Podkarpackiego, na Podkarpacie trafiło w mijającej perspektywie finansowej 27 mld dotacji ze środków unijnych. To są niewyobrażalnie duże pieniądze. Co najmniej 50 tys. na każdą mieszkającą tu rodzinę. W cytowanej wypowiedzi Wicemarszałek Cholewiński z zatroskaną miną mówi, że także większe środki w nowej perspektywie finansowej „dadzą radę” wydać. Co udało się dzięki tym miliardom zrobić dla Podkarpacia? Bezrobocie przekraczające 20%. Emigracja ekonomiczna – licząc tylko tych, którzy wyjechali na stałe za granicę: 2tys osób/rok – obecnie stale przebywa za granicą ponad 70 tys (zob. też . statystyki GUS), co stanowi 3 – 4 % ludności - z czego połowa w wieku 20-35 lat!!!! Obserwacje codzienne wskazują, że poziom migracji jest dużo wyższy. Ostatnio potrzebowałem hydraulika dwóch pierwszych do których zadzwoniłem odebrało telefon w Warszawie, a trzeci nie odebrał bo jak się dowiedziałem – jest za granicą. Znajoma pochodząca z Bieszczad mówi, że wyjazdy do domu są dla niej przygnębiające, bo gdy pójdzie w niedzielę do kościoła to widzi samych starych ludzi.
Klastry jako sposób na rozwój przedsiębiorczości
Potrzebna jest zmiana sposobu myślenia. Należy postawić sobie jasne cele i wówczas szukać możliwości ich sfinansowania. Jestem głęboko przekonany, że celem powinno być uzyskanie wyższego poziomu życia społeczeństwa poprzez rozwój gospodarczy. Dlatego zwróciłem uwagę na społeczną gospodarkę rynkową, gdyż analogiczne cele postawili sobie twórcy nadzwyczaj udanych reform w powojennych Niemczech. Istnieje wiele analogii między współczesną Polską a Niemcami po II wojnie światowej. Wtedy też mieliśmy do czynienia ze wsparciem podobnym do funduszy unijnych: Planem Marshalla. Erhard wystąpił do Amerykanów z żądaniem wstrzymania tej pomocy, gdyż uważał że napływ darmowych towarów z USA hamuje rozwój niemieckiej gospodarki.
Udało mu się przy tym uzyskać zgodę na przeznaczenie na rozwój przedsiębiorczości środków jakie w ramach Planu Marshalla miały być wykorzystane na zakup wspomnianych towarów.
Fundusz jaki wówczas utworzono funkcjonuje do dzisiaj stanowiąc nieocenione wsparcie (zwrotne, ale po wielu latach) nowo powstających przedsiębiorstw.
Zmiany w polityce UE zdają się być zgodne z wyrażaną przez czołowych polityków RFN ideą powrotu do zasad społecznej gospodarki rynkowej. Stąd propozycje przekierowania środków pomocowych na rozwój gospodarczy w formie wspierania klastrów lub zwrotnych kredytów. Wypracowanie w Polsce konsensusu co do rozwoju społeczno-gospodarczego zgodnego z tymi zasadami miałoby wiele bardzo pozytywnych konsekwencji. Przede wszystkim zwiększyłaby się efektywność wydawania dostępnych środków. Byłaby też okazja do nawiązania bliższej współpracy z Niemcami na zasadach partnerskich. Unia Europejska ma obecnie trzy wyraźne centra, odpowiadające z grubsza trzem głównym ideologiom: Francja (socjalizm), Niemcy (konserwatyzm) i Wielka Brytania (liberalizm). W interesie Polski leży zwycięstwo konserwatyzmu i nadreńskiego modelu kapitalizmu. Nawiasem mówiąc jest to także szansa dla PiS na zmianę niekorzystnej pozycji (wypracowanej przez tą partię przy współpracy z nieprzechylnymi mediami i oponentami politycznymi): twardego oponenta Niemiec. Krytycyzm wobec wasalnej polityki obecnego rządu nie musi (i nie powinien) prowadzić do anty-niemieckości.
Jerzy Wawro, 11 stycznia 2013
Powyższy tekst został przygotowany na debatę gospodarczą, która odbyła się w Sanoku w dniu 11 stycznia 2013 roku.
Zobacz też prezentację PowerPoint: http://www.klastry.org/dokumenty?func=fileinfo&id=17
Przypisy:
2Pisałem o tym przy okazji jednej z poprzednich odsłon „polityki klastrowej” autorstwa IBnGR: http://www.klastry.org/polityka-gospodarcza-a-klastry-mainmenu-7/35